MANAGEMENT
Nie tylko o robieniu biznesu w Chinach
„Chiny są obecne we wszystkich branżach i sektorach oraz w wielu aspektach naszego życia. Stało się tak za sprawą bezprecedensowego wzrostu gospodarczego tego kraju w ostatnich dekadach i dokonującej się na naszych oczach rewolucji technologicznej. W Polsce rosnące znaczenie Chin na świecie jest często przyjmowane z niedowierzaniem lub zaskoczeniem, radykalną krytyką albo bezkrytycznym entuzjazmem”. Tak brzmi wstęp do recenzji najnowszej książki Radosława Pyffela, eksperta do spraw Chin, prezesa firmy doradczej Blue Dragon, eksperta Instytutu Sobieskiego ds. polityki międzynarodowej i Azji, a w latach 2016-18 – członka rady dyrektorów Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych w Pekinie z ramienia RP. Tytuł książki brzmi: „Biznes w Chinach. Jak odnieść sukces w chińskim świecie?”. Publikacja składa się z wywiadów z dwudziestoma osobami, które odniosły sukces na tym orientalnym rynku. Z Radosławem Pyffelem, nie tylko o prowadzeniu interesów w Chinach, rozmawia Marek Loos.
Data publikacji: 06.07.2023
Data aktualizacji: 12.10.2023
Podziel się:

Czy warto starać się wejść na chiński rynek? Przecież jest to zupełnie inny świat. Jak mówi prof. Bogdan Góralczyk – Chiny to nie jest po prostu kraj, ale cywilizacja? Jej odmienność i specyfika może stanowić poważną barierę dla wielu biznesmenów. Magnesem jest natomiast skala wielkości chińskiego rynku.
Dla przedsiębiorców XXI wieku obecność w Azji nie jest już kwestią wyboru. Jeżeli chce się z biznesem wyjść poza swój kraj, powstaje konieczność wejścia w kontakt z tamtejszym biznesem, czy to w samych Chinach, czy na rynkach międzynarodowych, a nawet w Polsce. To już nie jest do końca kwestia wyboru ulubionego dania w restauracji, to rzeczywistość. A bez poznania i zrozumienia wschodniej kultury, norm i wartości, instytucji, stylu prowadzenia biznesu i wyzwań z nimi związanych, jest to to trudne, a w wielu wypadkach skazane na fiasko. Można tę wiedzę zdobywać przez własne doświadczenia i uczenie się na błędach, co – jak wiadomo – bywa kosztowne, czasochłonne, a nawet bolesne.
Żeby ułatwić przedsiębiorcom realizację biznesowych celów, przeprowadziłem rozmowy z 20 biznesmenami z różnych branż, którzy w ostatnich latach wypłynęli na chiński ocean. Łączy ich świadomość wielkiego wyzwania, do którego potrzeba głowy, charakteru, a czasem także wiary i, co za tym idzie, wiedzy i umiejętności. Zderzyli się oni z rzeczywistością Państwa Środka i przeszli pozytywnie tę weryfikację, stając się mistrzami w swoich dziedzinach. Teraz chętnie dzielą się swoimi przemyśleniami. Publikacja została napisana latem 2021 r. i są to historie sprzed pandemii, ale Azja od tamtego czasu tak bardzo się nie zmieniła…
W Chinach może pomóc w biznesie, jeżeli przedsiębiorstwo, które reprezentujemy, jest firmą rodzinną.
Chińskie obyczaje biznesowe
Czym się różni biznes europejski i amerykański od chińskiego?
Styl prowadzenia biznesu w Europie Zachodniej i Ameryce wypływa z protestanckich korzeni tych obszarów świata. Zazwyczaj to coś w rodzaju 10 przykazań tamtejszego biznesu, typu „wstawaj wcześnie rano, a będziesz bogaty”, a także „przestrzegaj pięciu, a może dziesięciu złotych zasad” i to doprowadzi cię do bogactwa. Natomiast chiński styl jest bardziej poetycki i metaforyczny. Nie dałoby się napisać w amerykańsku stylu o chińskim biznesie. Myśląc jak się wziąć za ten temat, postanowiłem przeprowadzić wywiady z osobami, które mają praktyczne, osobiste doświadczenia biznesowe z Chinami i odniosły na tym rynku sukces w różnych branżach. W transporcie i logistyce również.
Kiedyś napisałem książkę o tym, jak nie robić biznesu w Chinach, a teraz postanowiłem napisać coś odwrotnego. Żyjemy w szybko zmieniających się czasach, a w książce chciałem zachować dla potomności obraz Chin sprzed pandemii.
No właśnie. Chiny wyszły wreszcie z pandemicznej rzeczywistości. Skończyły się lockdowny, których ostatnim pomrukiem były zamknięcia największych ośrodków miejskich jak Szanghaj, a teraz Kraj Środka wkracza w nową rzeczywistość. Jaką?
Książka za chwilę znów może stać się bardzo aktualna, bo Chiny wróciły już niemal do przedpandemicznej rzeczywistości. Np. lotniczy ruch pasażerski jest obecnie na poziomie ponad 90 proc. Tego, co było w 2019 r. Gorzej jest z tym wskaźnikiem dla ruchu międzynarodowego, który w pierwszym kwartale osiągnął poziom zaledwie kilkunastu proc. stanu sprzed pandemii. Ale Chińczycy zarzucają wszystkich nowymi ofertami i propozycjami nowych biznesów, bo chcą wrócić.
Powtarza Pan wielokrotnie, że żyjemy w czasach wielkich zmian. Wszyscy mamy tego świadomość i najtrudniejsze, a może najciekawsze jest to, że nikt nie jest w stanie przewidzieć, w jakim kierunku pójdą globalne przemiany geopolityczne.
Przewidywanie przyszłości zostawmy jasnowidzom. Zmiany widzimy też np. na polach bitewnych Ukrainy, a może jeszcze bardziej w ich wyniku. Niemniej istotne są również zmiany technologiczne, które idą czasem w parze ze zmianami geopolitycznymi, a czasem obok nich. Chociażby wdzierająca się w ostatnich miesiącach do wszystkich branż sztuczna inteligencja, która zmieni struktury zawodowe, a co za tym idzie – struktury społeczne. Bardzo istotną rolę w tych zmianach odgrywa Azja: Korea Południowa, Chiny, czasem także Japonia.
Czy na podstawie uzyskanych od Pana dwudziestu rozmówców odpowiedzi na zadany każdemu z nich ten sam zestaw pytań, może Pan uśrednić ich doświadczenia w różnych sferach działania w Chinach? Np. zadał pan pytanie: „W jaki sposób rozmawiać z Chińczykami?”.
Tak. Stworzyłem już na ten temat kilka programów edukacyjnych, bo prowadzenie rozmów z Chińczykami ciągle sprawia problemy osobom z innych części świata. Oczywiście – poza kwestią samego języka.
Bardzo istotnym elementem konwersacji z nimi jest niebezpośrednia komunikacja. Azjaci nie mówią wprost i na to trzeba być przygotowanym. Nawet jeżeli my nie przygotowujemy się, żeby tak nie przekazywać naszych komunikatów, to musimy być gotowi, że druga strona tak będzie je przekazywała. Bardzo ważny jest niewerbalny kontekst dalekowschodniego rozmówcy. Z tego punktu widzenia wielu ludzi Azja zadziwia. Nie znają reakcji Azjatów i nie wiedzą, jak z nimi się komunikować. A jest w tej dziedzinie kilka prostych zasad, o których piszę w mojej książce. Zmniejszają one obszar niepewności, a w rezultacie tego komunikacja staje się łatwiejsza.
Wydaje mi się, że cywilizacje Dalekiego Wschodu są nam najodleglejsze. Przez wieki historii islam, cywilizacja indyjska, a już w szczególnie obszar obu Ameryk miały związki z Europą, natomiast takie kraje jak Chiny, Korea, Japonia, Wietnam czy Indonezja rozwijały się przez długi czas całkowicie niezależnie od Europy. Kontakty między nami były sporadyczne, a nasze cywilizacje rozwijały się w oparciu o zupełnie inne zasady.
Chiński styl prowadzenia biznesu jest inny niż europejski czy amerykański. Bywa, że opiera się na metaforach, kwiecistym, czy poetyckim nawet języku.
W książce pisze Pan o pewnym stylu prowadzenia biznesu przez Chińczyków. Co Pan rozumie pod pojęciem „styl”?
Zacząłbym od tego, że, ogólnie rzecz biorąc, biznes na całym świecie jest taki sam i polega na tym, że każdy chce zarobić. Jednak interesy w Chinach prowadzi się w inny sposób niż w Europie. Istnieją znaczące różnice kulturowe. Biznes w Chinach wymaga więcej czasu niż w naszej strefie kulturowej. Tam dużo bardziej opiera się on na relacjach osobistych. Trzeba się wzajemnie poznać, a to wymaga, żeby razem zjeść obiad lub może razem gdzieś pojechać. Nie zawsze dochodzi do dobicia dealu w 20 minut albo online, jak to bywa w Europie Północnej czy Zachodniej, czyli w krajach protestanckich. Prowadząc interesy w Chinach bardzo dużo się rozmawia o sprawach, które z pozoru nie mają nic wspólnego z robieniem biznesu. Chiny to kultura relacyjna, więc podczas tego poznawania się dużo rozmawia się o rodzinie lub hobby. Padają pytania o dzieci lub o to, co robimy w wolnym czasie. Są ciekawi, ile przeznaczamy pieniędzy na edukację dzieci, wnuków lub na opiekę nad rodzicami. Tego typu pytania w etykiecie biznesu Europy i Ameryki byłyby po prostu niegrzeczne.
W Chinach od początku nawiązywania relacji biznesowych daje się prezenty, na czym ja się „przejechałem” w Europie. Zaczynałem bowiem swoje życie biznesowe w Azji, a w pewnym momencie rozpocząłem pracę przy pewnym projekcie z Niemcami. We współpracy z nimi popełniłem największe faux pas. Dobrze nam się zaczęła współpraca, ale na pierwszym spotkaniu z nimi przekazałem im prezent. Oni potraktowali to jako korupcję lub co najmniej próbę wywierania wpływu. Bardzo źle to odebrano, a ja nic takiego nie miałem na myśli. Wypływało to z dalekowschodniego przyzwyczajenia.
Na wschodzie obowiązuje też zasada zachowania harmonii, czyli miłej atmosfery i często unikania drażliwych tematów, nawet jeśli obie strony doskonale wiedzą, że takie istnieją. Czas, relacje, prezenty i zainteresowanie życiem osobistym są konieczne przy prowadzeniu biznesu w Azji. Jeżeli tam nie zwracamy uwagi na te aspekty, wywołujemy wręcz irytację.
I jeszcze jedna cecha Chińczyków w biznesie – ich tolerancja na sytuacje niepewne. W Europie bardzo obawiamy się, że coś się nie uda – pójdzie nie tak jak zaplanowaliśmy. Oni natomiast szybko potrafią zmieniać plany, mają luźny stosunek do określonych wcześniej założeń lub harmonogramów. Potrafią je często zmieniać. Bywa, że jest to element gry biznesowej, ale u nas budzi to negatywne emocje i denerwuje nas.
W wielu sytuacjach w Chinach może też pomóc, jeżeli przedsiębiorstwo, które reprezentujemy, jest firmą rodzinną.
Prowadzenie rozmów z Chińczykami może sprawiać problemy osobom z Europy, zwłaszcza jeśli oczekują, że będzie jak w Europie.
Pytał Pan swoich rozmówców o etykietę w chińskim biznesie. Czy tu są znaczące różnice?
Paradoksalnie nie. Są i w Polsce regiony kraju, które mają w swojej kulturze wiele elementów wschodnich, np. wznoszenie toastów. W ogóle biesiadowanie w ramach relacji biznesowych jest w Chinach bardzo popularne. Przedsiębiorców z Europy Zachodniej to irytuje. Uważają długie biesiady za stratę czasu, a my – Polacy – nieźle się w tym odnajdujemy.
Z ludźmi wschodu łączy nas – powiedziałbym eufemicznie – elastyczność w relacji do przepisów prawa, czego nie ma na zachodzie. Chińczycy to mają we krwi…
… a i my również (śmiech).
Jak oni słyszą, że coś trzeba zmienić, cieszą się, bo wiedzą, że przed nimi element rozgrywki i ryzyka i być może zamienią jakieś komponenty i zwiększą swoją marżę. Zupełnie inaczej jest w Japonii, gdzie, jak przedstawia się ofertę, to jest ona wcześniej przedyskutowana ze wszystkimi działami w strukturze firmy, potencjalnie najlepsza z możliwych do przedstawienia klientowi i w założeniu praktycznie nienegocjowalna. Zmiana czegokolwiek wiąże się z koniecznością ponownego przedyskutowania w tej strukturze. Każdy więc z czytelników Transport Managera może sobie odpowiedzieć na pytanie, w którym z tych krajów wolałby prowadzić biznes.
Pyta Pan biznesmenów o upodobania chińskich konsumentów. Czym się one różnią od upodobań konsumentów z innych części świata?
Na przykład w Chinach jest inna niż u nas symbolika kolorów. Tam czerwony jest symbolem szczęścia i pomyślności, a zielony – niekoniecznie. Ma to swoje implikacje. Kiedyś, również w Chinach, próbowano przedstawiać Polskę jako „zieloną wyspę”. Tymczasem zielony jest w Chinach kolorem nieszczęścia.
Inny przykład. Kiedyś dałem Chińczykowi pustą szkatułkę. Obdarowany prawie się obraził, bo zdemontował szkatułkę w poszukiwaniu klejnotu lub w ogóle czegokolwiek i niestety bez rezultatu, więc się bardzo zdenerwował.
Trzeba pamiętać, że Chińczycy mają inne niż my upodobania kulinarne. Na śniadanie lubią ciepłe zupki o konsystencji kleików. Poza tym kawa w Chinach przyjęła się jako napój raczej chłodzący.
Czego spodziewają się polscy przedsiębiorcy obecni w Chinach po polskich władzach. Jakie, ich zdaniem, powinny być relacje z Państwem Środka? Dwa lata temu w rozmowie ze Sławomirem Majmanem, wiceprezesem Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego, mój rozmówca barwnie opisał, że polskie władze są względem Chin jak baletnica, zarzucająca suknią raz w stronę Pekinu, a drugi raz ku Waszyngtonowi.
W naszej kulturze politycznej biznes i polityka są rozdzielone. Nasi przedsiębiorcy raczej niczego się więc nie spodziewają i niczego nie oczekują…
Najlepiej, jeżeli nie przeszkadza.
W naszej kulturze gospodarka toczy się osobnym torem w stosunku do polityki. Trudno generalizować, bo są oczywiście różne branże, ale polscy przedsiębiorcy raczej bardziej patrzą na relacje Unia Europejska – Chiny, bo tu kształtują się regulacje wymiany handlowej i towarowej w Eurazji.
Ostatnio miał miejsce na tym polu zgrzyt, gdy Unia wprowadziła ograniczenia dla chińskich towarów.
W relacjach z Chinami Unia Europejska chce być systemowym rywalem, konkurentem na różnych rynkach światowych i ma współpracować. Tyle że Unia i jej poszczególne kraje nie zawsze wiedzą, kiedy z Chińczykami rywalizować, kiedy współpracować, a kiedy rywalizacja ma być wręcz wroga. Uważam, że jeżeli polski biznes nie zorganizuje się i nie zjednoczy – chociażby branżowo – mówiąc w relacji do Unii Europejskiej jednym głosem, zostanie „rozjechany”. Czy to przez unijne regulacje, czy przez konkurencję z Chinami i w ogóle globalny biznes, w którym Chiny i Azją odgrywają istotną rolę. Tak stało się chyba w Europie w przypadku branży transportowej w kwestii Pakietu Mobilności.
Inaczej jest w Niemczech, gdzie państwo jest instrumentem w rękach biznesu w polityce międzynarodowej. Model niemiecki jest w Polsce nie do skopiowania, więc dobrze byłoby, gdybyśmy stworzyli sobie własny. Inny, ale skuteczny.
Sądzę, że w relacjach z Chinami trudno będzie naszemu krajowi stworzyć skuteczną własną politykę. Atutem byłoby na pewno chociażby nasze położenie geograficzne. Jesteśmy przecież dla Chin naturalną bramą do Europy. Jako bramę do Europy lansują się również Węgry, np. poprzez przyciągnięcie wielkiej inwestycji chińskiej w produkcję baterii do pojazdów elektrycznych. Wcześniej była opcja zlokalizowania jej w okolicach Poznania. Nie dogadaliśmy się, a tymczasem Chińczycy zainwestowali już dotychczas w tę branżę ok. 10 mld dolarów na Węgrzech. Tamtejszy minister spraw zagranicznych i handlu promuje te inwestycje jako łączenie Niemiec i Chin. Węgry chcą więc być dostarczycielem produktów dla rozwijającego się niemieckiego przemysłu samochodów elektrycznych.
Generalnie jednak nie chcę wypowiadać się w sprawach dyplomacji gospodarczej. To polityka i tymi sprawami zajmuję się w Polsce rząd. A biznes zajmuje się biznesem. I na tym może poprzestańmy…
Biznes w Chinach wymaga więcej czasu niż w naszej strefie kulturowej. Tam dużo bardziej opiera się on na relacjach osobistych.
Przeprowadziłem już kilka wywiadów, całkowicie lub częściowo poświęconych Chinom. Spotykam się wśród moich rozmówców niekiedy ze skrajnymi opiniami dotyczącymi przyszłości Państwa Środka. Jedni twierdzą, że Chiny są wschodzącym smokiem światowej gospodarki i polityki, a inni, że to kolos na glinianych nogach. Jaka, Pana zdaniem, jest przyszłość Chin?
Kwestią przyszłości Chin (i nie tylko) powinni się zająć ideologowie lub wróżbici. O zawaleniu się Chin słyszę od ok. 30 lat. Jak jechałem na studia do Chin to doradzano mi, żebym zamieszkał w okolicy lotniska, abym w razie katastrofy mógł szybko się ewakuować. Zastanawiam się, dlaczego zbudowaliśmy w Polsce standardy debaty publicznej, w której niektórzy tzw. eksperci od kilkudziesięciu lat głoszą teorię o rychłym upadku Chin, potem nic takiego nie następuje, a oni ciągle są uznawani, szanowani i poważnie traktowani.
Z pragmatycznego punktu widzenia, który reprezentują przedsiębiorcy, takie rozważania nie mają sensu. No bo jaką korzyść da biznesmenowi jakakolwiek odpowiedź na tak postawione pytanie? Tymczasem przedsiębiorca musi być przygotowany na każdy scenariusz. By to zobrazować, w tej książce posługuję się chińskim przysłowiem: „Dobry królik ma 3 nory”.
A co przedsiębiorcy, z którymi Pan rozmawiał, sądzą o przyszłości Chin?
Przedsiębiorcy nic nie muszą mówić. O prawdziwości ich diagnoz świadczą ich wyniki. A co do przyszłości Chin odpowiem trochę nie wprost. My często zastanawiamy się, co ci Chińczycy tam u siebie knują. Odpowiedzi są różne, a tymczasem oni przede wszystkim myślą o sobie. Są zajęci sobą. Myślą, jak wejść w XXI wiek i się dobrze usadowić w najnowszych postpandemicznych i cyfrowych realiach. Chiny to osobny świat, kontynent, ze swoimi obyczajami, kuchnią oraz językiem z zupełnie innym zapisem. Jest tu wiele różniących się prowincji. Chiny się ponownie otwierają, bo to im się opłaca, ale zdecydowaną większość swojej historii Chiny były zamknięte. I to otwarcie dzisiaj, w czasach geopolitycznych niepokojów i rywalizacji z USA oraz napiętych stosunków z Unią, już nie jest na taką skalę, jak było to w ostatnich dekadach…
Ja miałem szczęście oglądać Chiny od wewnątrz, kiedy były one najbardziej otwarte w ciągu kilku tysięcy lat swojej historii. To naprawdę bardzo rzadkie.
Mówi pan, że czasy otwarcia Chin na świat w historii były bardzo krótkie. Czy sugeruje Pan, że nadchodzi koniec również obecnego czasu otwarcia? Wskazywałyby na to wnioski z XX Zjazdu Komunistycznej Partii Chin. Mówił o tym profesor Bogdan Góralczyk w wywiadzie, którego mi udzielił do ostatniego ubiegłorocznego wydania Transport Managera. Zgodził się on z moim krótkim podsumowaniem XX Zjazdu, brzmiącym: „Po pierwsze – powrót do komunistycznych korzeni ideologicznych. Po drugie – skupienie się na sprawach i problemach wewnętrznych”. Czy Pana zdaniem taka jest najbliższa przyszłość Chin?
Pamiętam, że podczas mojej prelekcji na ubiegłorocznej konferencji Transport Managera „100 CEO’s”, która odbyła się niemal w przededniu tego zjazdu, wspominałem o możliwym ograniczeniu otwarcia Chin po zjeździe. Gdy wysłuchałem przemówienia programowego Xi Jinpinga, zwróciłem uwagę, że kilkadziesiąt razy padło z jego ust słowo „bezpieczeństwo”. Chiny dały sygnał, że się zamykają, a jak teraz obserwuję ruchy Państwa Środka, widzę, że idą w przeciwnym kierunku. Oni wykonali klasyczny ruch węża – dały kierunkowskaz w lewo, a poszły w prawo.
Na styczniowy szczyt w Davos pojechał już wicepremier Liu He, szkolny kolega Xi Jinpinga, których wspólną edukację przerwała reedukacja czasów Rewolucji Kulturalnej i powiedział, że „się otwieramy i zapraszamy do robienia biznesów z nami i u nas”. Jak widać – w ciągu kilku miesięcy od zjazdu wszystko się zmieniło. Trudno powiedzieć dlaczego. Natomiast wydaje się, że po pandemii stopień otwartości Chin nie powróci do poziomu sprzed pandemii. Toczą się wojny handlowe zainicjowane przez Donalda Trumpa. Jesteśmy w kolejnej fazie globalizacji. Sądzę, że tak bardzo otwarte Chiny, jakie mieliśmy przed pandemią, już się zakończyły – definitywnie. Ale to też nie oznacza, że… będą definitywnie zamknięte.
Czy sądzi Pan, że przewidywane ograniczenie otwartości (że tak powiem) może się odbić negatywnie na robieniu interesów w Chinach?
Tak. Może się odbić. Zacznę od tego, że Chińczycy są w ogóle bardzo probiznesowi. Bardzo chcą się odbić po pandemii. Mają ku temu motywację. Ale postpandemiczna faza globalizacji może polegać na zamykaniu się regionów świata w ramach swoich wielkich rynków. Z jednej strony może powstać zamknięty rynek amerykański, z drugiej – europejski, oba kierujące się swoją logiką, a z trzeciej – chiński lub azjatycki jeszcze inaczej kształtowany. Może powstać kilka bloków gospodarczych, częściowo zamkniętych, częściowo rywalizujących, a częściowo współpracujących ze sobą. Z kolei w ramach Unii Europejskiej są silne tendencje do osiągnięcia przywódczej roli przez Niemcy i Francję, a takie kraje jak Polska nie chcą się na to zgodzić.
Sądzę, że przed nami jawi się świat kilku gospodarczych centrów.
Strategiczne przepływy
Z punktu widzenia Czytelników Transport Managera, jednym z najważniejszych zagadnień jest to, czy na Nowym Jedwabnym Szlaku (NJS) odbywają się w sposób niezakłócony strategiczne przepływy towarów. Wojna na Ukrainie narobiła na Szlaku trochę problemów, ale ruch się odbywa.
Ukraina nie była kluczowym państwem na NJS. Kluczowe są Kazachstan i Rosja, którą trudno jest pominąć, oraz przede wszystkim Białoruś. Paraliż Białorusi i jakiekolwiek działania wojenne na terenie tego kraju poważnie uderzyłyby w przepustowość NJS.
Przewozy na NJS spadły w ostatnich miesiącach, ale nie z powodu ryzyka geopolitycznego, ale ze względu na spadek cen frachtu morskiego i spowolnienie gospodarcze m.in. w Europie. Rynki europejskie oscylują wokół zaledwie 1 proc. wzrostu PKB, co zmniejsza popyt wewnętrzny na Starym Kontynencie. Chiny zapowiadają, że wkrótce po zakończeniu pandemii ma się odbyć trzeci szczyt „Inicjatywy Pasa i Szlaku” (forsowana przez Chiny nazwa Jedwabnego Szlaku). Nie wiadomo, kiedy się odbędzie. Natomiast jeszcze w maju 2023 r. (rozmowa przeprowadzona w połowie maja 2023 r.) ma się odbyć szczyt Azja Centralna-Chiny, podczas którego ma zostać ogłoszony plan dla pięciu krajów tego regionu. Zakłada on budowanie infrastruktury, zapewniającej polepszenie wszelkiego rodzaju połączeń krajów regionu Azji Centralnej. Należy pamiętać o szerszym tle tych działań. Np. o zmianach na Bliskim Wschodzie, gdzie Talibowie próbują uspokoić sytuację w Afganistanie, a odwieczni wrogowie – Iran i Arabia Saudyjska – zostali pogodzeni przez Chińczyków. Teraz razem wychodzą z planem współpracy również do krajów Azji Centralnej.
Widać, że rywalizacja o ten region nabiera tempa. Przecież tradycyjnie uczestniczy w nich również Rosja, która jako Związek Sowiecki była w posiadaniu tych krajów.
Tak, ale obecnie nie ma im wiele do zaoferowania, a już w ogóle w tych obszarach, w które wchodzą Chiny. Rywalizacja o kraje Azji Centralnej, w której jest w stanie uczestniczyć Rosja, może dotyczyć np. dostaw energii, ale już nie np. budowy infrastruktury czy handlu. Na tym polu Chiny mają o wiele więcej do zaoferowania. Próbowali włączyć się do tej rywalizacji Amerykanie. Anthony Blinken był w Astanie i zaoferował… 25 mln dolarów, ale pomocy humanitarnej, więc Chiny natychmiast dorzuciły równowartość tej kwoty w juanach. A przecież mamy niezwykły rozmach, jeśli chodzi o współpracę energetyczną i infrastrukturalną, o czym świadczy pierwszy szczyt Chiny-Azja Centralna już bez Rosji w Xianie i nowa strategia rozwoju tej współpracy… Warunkiem powodzenia tych działań jest stabilność polityczna w regionie Azji Centralnej, która zaczyna istnieć i utrzyma się, jeżeli zostanie również utrzymana na Bliskim Wschodzie. Region ten jest obecnie spokojny, za wyjątkiem Pakistanu.
Może ze względu na Jedwabny Szlak Chinom bardzo zależy na spokoju i stabilnym rozwoju tego regionu. Xi Jinping, sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin, mówił w 2022 r. o Azji Centralnej, jako o „heroldzie pokoju”. Nie ma tam być wojen i niepokojów. Ja nie chciałbym, żeby Europa zamieniła się w tej kwestii z tym regionem. A nie jest to takie nierealne, bo jeden konflikt w Europie już jest – na polach bitewnych Ukrainy. Są też konflikty wewnątrz krajów europejskich, jak np. we Francji, gdzie przez kilka tygodni kwietnia i maja miliony ludzi wychodzi na ulice, by walczyć o prawa emerytalne. Stabilność jest wielką wartością dla krajów Azji, a uważam, że już niedługo możemy się przekonać, jak wielką wartością jest stabilność polityczna i ekonomiczna w Europie.
Puentując – żeby Nowy Jedwabny Szlak w pełni zaistniał, musi połączyć Europę Zachodnią z Pacyfikiem.
Chiny to osobny świat, kontynent, ze swoimi obyczajami, kuchnią oraz językiem z zupełnie innym zapisem.
A do tego konieczna jest trwała stabilność na wszystkich ogniwach pośrednich.
Może właśnie dlatego główna nitka NJS zaczyna wyginać się coraz bardziej na południe, właśnie do Azji Centralnej. Najważniejsza w układance Jedwabnego Szlaku jest jednak Europa, która nie chce z tej idei rezygnować. Potwierdza to między innymi dokonana ostatnio sprzedaż części hamburskiego portu Chińczykom.
Cały czas niewiadomą pozostaje. co wydarzy się w najbliższych miesiącach w rejonie Morza Południowochińskiego – najważniejszego akwenu morskiego dla handlu między Dalekim Wschodem i Europą. Kontenery do Starego Kontynentu ciągle w zdecydowanej większości płyną drogą morską, właśnie przez Morze Południowochińskie.
W ramach tego akwenu mamy kilka pomniejszych punktów krytycznych, jak Cieśnina Tajwańska, Morze Wschodnio-Japońskie czy Cieśnina Malaka. Skończyła się pandemia, a zaczęła wojna na Ukrainie, która być może jest preludium do szeregu innych konfliktów zbrojnych na całym świecie.
Czy Chiny postpandemiczne będą innymi Chinami niż przed 2020 rokiem?
I tak, i nie. Tak – bo Chiny zmieniają się teraz dużo gwałtowniej za sprawą nowych technologii. Jest tu realizowanych bardzo dużo programów pilotażowych. Dotyczą one np. cyfrowej waluty, sztucznej inteligencji, przerażającego Europejczyków, a wciąż nieukończonego, rankingu obywatelskiego. Te przemiany zmienią nie tylko Chiny, ale cały świat.
Chiny również podlegają niepokojom geopolitycznym. Chcą powrotu do sytuacji sprzed pandemii. Chcą rozwijać światową gospodarkę i zapewne w wyniku tego – jako jedna z największych gospodarek świata – swoje wpływy, uznając, że wojna na Ukrainie to konflikt lokalny. A tymczasem wokół Chin zaczynają zbierać się czarne chmury. To, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje dla tego kraju 5-procentoewy wzrost gospodarczy w najbliższych latach, nie oznacza, że uda się osiągnąć i utrzymać tak wysokie tempo wzrostu. Zbyt wiele jest niewiadomych, ale one dotyczą całego świata.
Przed Chinami wyłaniają się na horyzoncie postpandemiczne problemy. Oprócz kwestii demograficznych, najbardziej aktualnym i niebezpiecznym trendem jest już dziejący się near-shoring. Pisaliśmy o tym wiele razy na łamach Transport Managera, Logistics Managera i Production Managera. Również w tym numerze Transport Managera, w artykule rozpoczynającym dział „Logistyka”, przytaczamy obszerny raport firmy Reuters Events pod znamiennym tytułem „Polska bijącym sercem europejskiej produkcji”. Nasz kraj jest w tym tekście przedstawiany jako beneficjent skracania łańcuchów dostaw, co wynika z obaw przed ich zrywaniem na skutek turbulencji geopolitycznych, jeżeli te łańcuchy są zbyt długie.
Wraz z bogaceniem się społeczeństwa chińskiego kraj ten ma coraz większy rynek wewnętrzny, co czyni jego gospodarkę bardziej odporną na wpływy płynące z eksportu. Chiny stały się w ostatnich latach, na długo przed pandemią, dość drogie i w zasadzie migracja tanich i niskomarżowych sektorów nie budzi tam wielkiego niepokoju. Zadać sobie można też inne pytanie – na ile Chińczycy zrekompensują sobie straty związane z near-shoringiem w Europie i Ameryce, zwiększeniem eksportu na takie rynki jak Afryka…?
… Afryka już jest chińska. Tak twierdzą eksperci od Czarnego Lądu.
I Afryka jest chińska, tak jak i wiele obszarów świata pozaeuropejskiego oraz pozaamerykańskiego. Ale to jest osobny temat. Pytał pan o demografię. Wiele krajów – również Azji Wschodniej – ma problemy demograficzne, i to jeszcze gorsze niż Chiny, np. Korea Południowa. By rozwiązać problem zmniejszającej się liczby ludności, Kraj Środka nie chce pójść drogą przyjmowania migrantów, jak to się robi w Europie, również w Polsce. Chcą oni iść drogą zbudowania nowego społeczeństwa z pomocą najnowocześniejszych technologii, jak sztuczna inteligencja, robotyzacja, machine learning, by nie było potrzebnych tak wielu, jak obecnie, ludzi do pracy. Tego nikt nigdy jeszcze nie dokonał. Nie wiadomo, czy Chińczykom to się uda.
Co chiński biznes uważa obecnie – po pandemii – za największe wyzwania?
Tamtejsi przedsiębiorcy chcą przede wszystkim odbić sobie straty po zastoju pandemicznym. Jak najszybciej chcą powrotu do przedpandemicznej, dynamicznej sytuacji biznesowej. Chcą się odkuć. Podobnie myślą władze tego kraju, tylko że nie wiadomo, czy im się uda i na ile im się uda w obecnym niestabilnym otoczeniu geopolitycznym – to zobaczymy.
A propos geopolityki. Co Chińczycy sądzą o rosyjskiej agresji na Ukrainę?
Ponieważ chcieliby, aby zapanował „business as usual”, marzą, żeby ta wojna jak najszybciej się zakończyła. „Dogadajcie się, bo dialog jest najważniejszy”, no i poza tym zajmijmy się robieniem interesów. Do tego mniej więcej sprowadzają się oficjalne oświadczenia.
Czy sądzi pan, że Chińczycy są wściekli na Rosjan, że nie wykonali tego, co mieli wykonać na Ukrainie w tak krótkim czasie, jak to planowali?
Sądzę, że to Rosjanie są wściekli na Chińczyków, że nie udzielili im tak silnego wsparcia podczas tego konfliktu, jakiego oczekiwali, no może poza wsparciem dyplomatycznym. Ale i to wsparcie miało tylko charakter oświadczeń. Chińczycy nie dali Rosji ani pieniędzy, ani uzbrojenia, ani żołnierzy na front, więc ich przyjaźń ograniczyła się tylko do… deklaracji „wiecznej przyjaźni” z Federacją Rosyjską, która zresztą była „wielokrotnie pogłębiana”, ale nie przełożyła się na konkretne wsparcie Armii Rosyjskiej na polach bitewnych Ukrainy – a przynajmniej nic mi o tym, jako obserwatorowi, nie wiadomo.
Chińczycy wręcz korzystają na niezręcznej sytuacji, w której znalazła się Rosja, kupując ropę po zdecydowanie niższej cenie niż Rosja otrzymywała od krajów europejskich. Czy pan uważa, że to jest pomoc, czy raczej wykorzystanie okazji?
Wydaje się, że po pandemii i w wyniku zmian na świecie stopień otwartości Chin nie powróci już w 100 procentach do poziomu sprzed pandemii, co nie oznacza, że będzie to kraj całkowicie zamknięty.
Odpowiedź nasuwa się sama.
Gdy Xi Jinping przyjechał do Moskwy, podobno Putin – używając wulgarnych słów – pytał, po co on w ogóle przyjechał. Tu się Putinowi nie dziwię. Zastanawiające, dlaczego postanowił zniszczyć status quo w Europie polegające na tym, że nieźle zarabiali na surowcach energetycznych sprzedawanych do Europy Zachodniej… Kiedy Rosja ten układ wypowiedziała, Chiny stwierdziły, że Moskwa miała powody, by zareagować agresywnie, ale Pekin jako taki nie jest stroną w tym konflikcie i de facto Rosja ma radzić sobie sama. Z drugiej strony, może kalkulacje były takie, że Rosja miała bardziej zaangażować zarówno Stany Zjednoczone, jak i Europę Zachodnią… A tymczasem nie zaangażowała tak bardzo jak Chińczycy – i powiedzmy sobie szczerze, chyba nie tylko oni mogli się tego spodziewać. Może więc się okazało, że Rosja jest słabsza niż myśleliśmy. Mam wrażenie, że dla Chin to nie jest jakiś wielkich dramat, przeszły nad tym do porządku dziennego i próbują się odnaleźć w tej nowej sytuacji i dynamice, którą wytworzyła wojna w Ukrainie.
Dziękuję za rozmowę.
Marek Loos
Radosław Pyffel
W przeszłości między innymi Alternate Director i członek Rady Dyrektorów w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych ( AIIB) z ramienia RP (2016-2018), pełnomocnik zarządu PKP Cargo d/s rynków Jedwabnego Szlaku (2018-2020), a także autor kilku książek dotyczących Chin i Azji. Autor licznych projektów edukacyjnych, w tym cyklu unikalnych seminariów o gospodarce światowej dla biznesu „Azjatycki Wiek”.
Studiował (jako stypendysta MEN) na chińskich uczelniach wyższych m. in. Sun Yat Sen University w Kantonie i Beijing University. Ekspert Instytutu Sobieskiego d.s polityki międzynarodowej i Azji.
„Biznes w Chinach. Jak odnieść sukces w chińskim świecie”
Książka ta jest nie tylko kompendium praktycznej wiedzy o Państwie Środka i prowadzonym w nim biznesie, lecz także kroniką zmian ostatnich dekad i zapowiedzią przyszłości. Polecamy ją każdemu, kto prowadzi biznes w Chinach, planuje nawiązać współpracę z Chińczykami albo styka się z nimi w swojej pracy. Książka zainteresuje również wszystkich ciekawych świata, przede wszystkim pozaeuropejskiego – otwierającego zupełnie nowe możliwości i stawiającego nowe wyzwania.
Zobacz również