ZARZĄDZANIE, PRAWO
UE pod polską prezydencją chce ostatecznie dobić polski transport
Komisja Europejska chce ostatecznie zamknąć rynki tzw. Starej Unii (państw, które należały do niej już przed 2004 r.) przed konkurencyjnymi – tańszymi i bardziej elastycznymi – firmami z krajów, które zostały do Unii przyjęte w 2004 r. i później. Wśród nich jest i Polska. Sprawa dotyczy polskich firm transportowych świadczących usługi przewozów kabotażowych (wewnątrz innego kraju Unii Europejskiej) i cross-trade (między państwami UE, znajdującymi się poza krajem siedziby przewoźnika, np. polska firma wozi towary między Holandią i Grecją).
Data publikacji: 08.05.2025
Data aktualizacji: 08.05.2025
Podziel się:

W kwietniu kierowana przez polską prezydencję Rada Unii Europejskiej przyjęła wspólne stanowisko ws. nowelizacji przepisów rozporządzeń UE nr 883/2004 oraz 987/2009 dotyczących koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego. To stanowisko jest podstawą do rozmów z Parlamentem Europejskim w ramach tzw. trilogu, co oznacza to, że jeszcze w maju może dojść do porozumienia pomiędzy przedstawicielami Rady UE, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej w sprawie nowelizacji unijnych przepisów.
Przepisy szykowane w ukryciu przed opinią publiczną
W ocenie Macieja Wrońskiego, prezesa związku pracodawców Transport i Logistyka Polska, propozycje zmian przepisów rozporządzeń UE nr 883/2004 oraz 987/2009 mają dopiąć cel polityczny, którego nie udało się zrealizować szeregiem wcześniejszych unijnych inicjatyw, takich jak dyrektywa 2014/67/UE w sprawie egzekwowania dyrektywy 96/71/WE dotyczącej delegowania pracowników w ramach świadczenia usług, dyrektywa 2018/957 zmieniająca dyrektywę 96/71/WE dotyczącą delegowania pracowników w ramach świadczenia usług, czy na końcu tzw. Pakiet Mobilności. Tym celem jest ograniczenie obecności na unijnym rynku polskich firm, świadczących usługi w transporcie drogowym, w budownictwie, w branży opiekuńczej i w szeregu innych.
Niestety informacji na temat podjętego przez Radę stanowiska opinia publiczna nie uzyska na żadnej z oficjalnych stron Unii Europejskiej, ani na stronach polskiej prezydencji kierującej pracami Rady.
– Można odnieść wrażenie, że sprawa ta została ukryta przed opinią publiczną i zainteresowanymi środowiskami, aby nikt nie zdołał przeszkodzić w szybkim przyjęciu nowych przepisów. Szczególnie, że przyjmowane rozwiązania są sprzeczne z deklarowaną zarówno na szczeblu Brukseli, jak i przez większą część europejskich stolic, deregulacją. – mówi Maciej Wroński.
Siedziba przewoźnika i prenotyfikacja
Rozwiązaniami wymierzonymi w przedsiębiorców z naszej części Europy świadczących usługi na unijnym rynku. co do których Rada UE przyjęła w kwietniu br. mandat, będą:
- nowa definicja „siedziby przedsiębiorstwa” dla celów ustalania ustawodawstwa właściwego (pluriactivity) w sprawach ubezpieczeń społecznych;
- obowiązek uprzedniego powiadamiania państwa wysyłającego o zamiarze podjęcia pracy za granicą / delegowania pracownika za granicę (prenotyfikacja).
Najboleśniejsze konsekwencje niesie za sobą zaproponowana definicja siedziby przedsiębiorstwa. Według niej, jednym z kryteriów ustalania prawa właściwego dla ubezpieczeń społecznych zatrudnianych kierowców, ma być obrót powiązany z krajem, w którym przewoźnik świadczy usługi.
Oznacza to, że w zależności od ilości zleceń w danych roku obrotowym na poszczególnych kierunkach pracy przewozowej, przewoźnik będzie corocznie rejestrować swoich pracowników w kolejnych zagranicznych odpowiednikach polskiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. I za każdym razem będzie musiał na nowo dokonywać żmudnych obowiązków informacyjnych, uczyć się nowych zasad współpracy z kolejną instytucją ubezpieczeniową, a także rozwiązywać problemy związane z podleganiem pracowników pod różne systemy prawne.
– Nowe zasady oznaczają, że polski kierowca pracujący dla przewoźnika, którego większość obrotów związana jest np. z rynkiem niemieckim, wykonując przewóz drogowy z Włoch do Francji będzie równocześnie podlegał: włoskiemu i francuskiemu prawu pracy w związku z delegowaniem na terytorium tych państw, niemieckiemu prawu ubezpieczeń społecznych w związku z proponowanymi przepisami oraz polskiemu prawu podatkowemu ze względu na miejsce zamieszkania. A ciężar rozwiązania problemów wynikający z kolizji tych systemów prawnych spoczywać będzie na pracodawcy – tłumaczy prezes TLP.
Także prenotyfikacja zamiaru wysłania pracownika zagranicę oraz związany z tym obowiązek uzyskiwania zaświadczeń A1 potwierdzających ubezpieczenie społeczne kierowcy, budzą poważne obawy przewoźników. Większość z nich otrzymuje zlecenia transportowe z dnia na dzień, a czasem z godziny na godzinę. Jeśli za każdym razem przed wyjazdem kierowcy w trasę przewoźnik będzie zobowiązany do powiadamiania zagranicznej instytucji ubezpieczeniowej oraz do uzyskiwania wymaganych dokumentów A1, to sparaliżuje to jego pracę.
Oprócz przewoźników najwięcej stracą … kierowcy
Dlatego też dla branży transportu drogowego nowe przepisy oznaczać będą katastrofę. TLP szacuje, że po ich wejściu w życie, międzynarodowa praca przewozowa polskich firm transportowych zacznie z roku na rok drastycznie spadać, aby po kilku latach zmniejszyć się nawet o 40 proc. Straty poniesie także polski ZUS oraz budżet państwa. Z nieoficjalnych informacji wynika, że wpływy do ZUS-u mogą zmniejszyć się nawet o kilka miliardów złotych rocznie.
Zdaniem Macieja Wrońskiego nowe przepisy boleśnie odczują ci, których teoretycznie mają one chronić: – W wielu systemach ubezpieczeń społecznych, prawa do świadczeń nabywa się dopiero po pewnym czasie. W przypadku częstej zmiany systemu, kierowca przez dłuższy okres swojej pracy pozbawiony będzie prawa do przysługujących mu świadczeń socjalnych – wyjaśnia prezes TLP.
– Ponadto po latach pracy, kiedy kierowca będzie chciał uzyskać adekwatną do zarobków emeryturę, to zmuszony będzie do dosłownego wyszarpywania jej z co najmniej kilku instytucji, będących odpowiednikiem naszego ZUS-u. Nie dość, że będzie go to sporo kosztowało, to na dodatek może to potrwać kilka lat. ML
Źródło: www.tlp.org.pl
Fot. Pixabay
Zobacz również